Pewien potężny, zły
czarnoksiężnik, którego nikt nie znał i którego nikt się nie bał, siedział w
swojej pracowni w starym, zakurzonym domku, odziedziczonym po babci. Kobieta ta
była szaloną osobą przekonaną o tym, że całe królestwo Trasdemii pragnie jej śmierci,
chce wykraść jej przepis na najlepszy eliksir bezsenności albo marzy, by ją
poślubić. I właśnie dlatego czarnoksiężnik czuł się tu niezwykle bezpiecznie. Stukał
knykciami w swoją kryształową kulę z niesamowitym zapałem, aż w końcu, w
przypływie ambicji, wyciągnął młotek.
– Głupia kulka! – krzyknął
i walnął w nią młotkiem. Nic się nie stało, więc zirytował się jeszcze
bardziej. – I jak teraz nadamy transmisję o potężnym, złym czarnoksiężniku,
który chce opanować świat?! – Zdenerwował się, a kulka na to:
– Hej, jak jeszcze raz mnie
uderzysz, to ci oddam! Umiem nunjitsu i w ogóle, kończyłam kurs dla zawodowych
dziergaczek, a teraz mi przyszło robić za jakieś pierdółko dla starego
piernika. Weź wrzuć na luz. – Czarnoksiężnik zniesmaczył się tym jawnym objawem
nastoletniego buntu. Coś takiego usłyszeć od jakiejś drobnej ameby? Toż to
obraza majestatu. I tak właśnie powiedział.
– Właśnie nas obraziłaś!
Jest nam bardzo przykro z tego powodu. Wyrażamy poczucie upokorzenia.
– Aha? – skomentowała z
zainteresowaniem kulka, która właśnie piła herbatkę z cytryną. – Masz więcej
cukru? – Mężczyzna aż poczerwieniał ze złości.
– Słuchaj no ty… kulko!
Jeśli nie zaczniesz nas słuchać to oddamy cię w reklamacji twojemu poprzedniemu
panu. A tego chyba byś nie chciała, prawda? – uśmiechnął się chytrze.
– Ta, chyba ciebie, prędzej
ostrugam ziemniaki, niż ty zrobisz z nich frytki – warknęła.
– Yyy… co? – Czarnoksiężnik
podrapał się po głowie, wyraźnie zagubiony w kulkowej logice.
– To masz ten cukier czy
nie? Bo jak nie to sama sobie po niego pójdę i już więcej mnie nie zobaczysz!
Zażądam rozwodu, źle mnie traktujesz, ani razu nie podziękowałeś, a przy
okazji, to nawet nie wiesz, jak mam na imię! – rozszlochała się. To było
przeżycie nie do przeżycia.
– Dobra, koniec tego.
Wyślesz w świat naszą ostatnią wiadomość, a potem możesz sobie samotnie wyruszyć
do krainy gdzie rośnie cukier – powiedział, podnosząc kulkę do góry.
– Akurat kraina cukru stoi
w szafce w kuchni – burknęła.
– To możesz się tam
poturlać – odparł łaskawie czarnoksiężnik.
– Ale ta szafka wisi!
– Zrobimy ci trampolinę ze
smoczej skóry.
– A pfff! – Kulka parsknęła
śmiechem. – Ciekawe, skąd weźmiesz smoczą skórę! Chyba z d… ze sklepu.
– No pewnie! A niby skąd?
Mamy zniżkę na produkty smocze, przez te punkty które zbieraliśmy w spożywczym.
– To załatwiłeś sobie
ClubCard?! – zszokowała się kulka.
– No ba! – powiedział z
dumą mężczyzna.
– Ale szambo, że też ktoś
ci cokolwiek dał na tę gębę – prychnęła. – Za to ja jestem tak urocza, tak
śliczna, tak drobna i niezła ze mnie hipokrytka, więc dostałam nawet trzy
ClubCarty i jestem na plusie, ty minusie, ha! Ha! Ha-ha-ha! Hahahaha! Haha-ha!
Hau-hau! Hehehehehehehehehe… He! Ehe ehe! Hehura! – Mężczyzna „przypadkiem”
upuścił kulkę.
– Ups! – Zmartwił się dość
przekonywająco. – A teraz prześlij naszą wiadomość, albo cię utopimy w
umywalce.
– Ty nie masz umywalki –
rzekła kulka bez jakiegokolwiek zainteresowania, masując sobie obolały
kryształowy tyłek.
– To cię wrzucimy… pod
łóżko – zagroził jej właściciel.
– Ale ty masz łóżko! O nie!
Nieeee! Tylko nie łóżko! Tam jest pleśń! – panikowała.
– I inne wstrętne żyjątka –
powiedział czarnoksiężnik z zadowoleniem.
– Na przykład twoje stare
skarpety. Tak, tak, wiem, już idę wysłać tego szita… Znaczy, twoją wspaniałą
kampanię reklamową – powiedziała z wyrzutem, a szeptem dodała: – Na pewno ktoś
się go przestraszy, tego różowego tła i czcionki Comic Sans.
***
– Tamburyn to mało
królewski atrybut – stwierdziła królewna, krzywiąc się z niesmakiem. – Daj mi
coś innego. Na przykład harfę.
– Gdybyś choć trochę,
troszkę, troszeczkę, troszeczunię, troszeczeczkę się uczyła tam w tym swoim
zamku, to byś wiedziała, że harfa nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych
specjalnych magicznych zdolności, a tamburyn je akurat ma! – wydarł się na nią
mag. – A teraz zacznij na nim grać. Znaczy trząść nim jak… po prostu nim graj.
– Ale tamburyn jest brzydki
– uparła się, trzymając go w dwóch palcach jak najdalej od siebie.
– Sama zresztą też jesteś…
– mruknął pod nosem Matteo tak, że nikt go nie usłyszał (znaczy miał taką
nadzieję). – Jak nie weźmiesz tego tamburyna w łapska i nie zaczniesz go używać
to sobie pójdę i smok zje ciebie, więc decyduj. – Królewna naburmuszyła się i
rozejrzała wokół, jakby sprawdzając czy nikt nie będzie świadkiem jej
tamburynowania. Usatysfakcjonowana małą populacją w okolicach, gdzie chadzają
smoki, zaczęła z mało książęcym wdziękiem potrząsać instrumentem.
– Ale lipa, nie umiesz na
tym grać! – darł się smok. Królewna prawdziwie po królewsku tupnęła nóżką i
uniosła wysoko podbródek, sugerując tym samym, że nie życzy sobie obrażania
swojej osoby.
– Umiem – powiedziała
wyniośle. – To było na próbę – dodała i, by mu to udowodnić, ponownie zaczęła
trząść instrumentem.
– Prze… ej, zara się posram
– powiedział jaszczur. – Jesteś bardzo nieuprzejma, ponieważ psujesz mój zmysł
słuchu – dodał.
– No, mój przy okazji też –
mruknął mag. Maia wcale się tym nie przejęła i nawet zaczęła sobie śpiewać pod
nosem, na co smok zaskamlał głośno i wyraźnie zaczął się zastanawiać nad
ucieczką.
– Aż mi ciebie dziecko żal.
To nawet farmerzy lepiej grają na krowich dzwonkach – powiedział.
– A to krowie dzwonki też
są magiczne? – zainteresowała się blondynka. Mogłaby się później w zamku
pochwalić, ile to się rzeczy przydatnych dowiedziała, więc warto było zapytać.
– Denerwujesz mnie… –
mruknął smok i zjadł Maię.
No comments:
Post a Comment